
Polska znajduje się w ogonie, jeśli chodzi o stosowanie opiatów w terapii bólu. Przykładowo w Austrii, w przeliczeniu na mieszkańca zużywa się równowartość ok. 850mg morfiny rocznie, w USA 750mg. W Polsce - 35 mg, ponad 20-krotnie mniej. Czy Polacy rzadziej chorują niż Austriacy lub Amerykanie? Czy mniej ich boli? Nie sądzę. Opiaty są też stosunkowo tanie, więc nie można za te ogromne dysproporcje winić stanu finansów publicznych. Zdaniem byłego Ministra Zdrowia dra Marka Balickiego, niejednokrotnie dochodzi wręcz do takich absurdów, jak odmowa podania opiatów umierającym pacjentom w obawie przed uzależnieniem. Ciekawy wątek poruszył też w ostatnim wywiadzie dla Narkopolityki Marcin Chałupka, który winy za to martyrologiczne podejście doszukuje się w religii katolickiej. Gorzka prawda jest taka, że lekarze w Polsce boją się używania tzw. narkotyków pomimo ich niewątpliwych zalet. Zazwyczaj odbywa się to kosztem zdrowia i/lub komfortu chorego.
Dlatego pomimo swojego niegasnącego optymizmu, nie liczyłbym na nagłą rewolucję w podejściu polskich lekarzy do tematu medycznej marihuany, nawet w przypadku ewentualnych zmian na poziomie ustawowym. Najlepszym podsumowaniem zaściankowości, niechęci do nowości i lęku przed wychylaniem się poza szereg jest mój pulmonolog. Zapytany o możliwość wykorzystania marihuany w leczeniu astmy (co jest dobrze udokumentowane i stosowane na świecie) lekarz zasępił się, zsunął okulary na czubek nosa i przez zęby wycedził: "moja opinia na temat marihuany jest taka, jak opinia polskiego związku pulmonologów, który nie wydał w tej sprawie opinii". Tak więc tak. Nie bo nie.